Składniki, u mnie wyszło 12 porcji:
-3 szklanki mąki
-2 dag drożdży
- niecała szklanka mleka
-2 jajka
-pół szklanki cukru
-5 dag masła
-cukier wanilinowy
-ok 30 dag jagód (chociaż ja miałam do dyspozycji cały kilogram, bo z braku czasu piekłam u mamy, a ona robiła jeszcz pierogi z jagodami, konfitury i gofry dla Młodej)
-cukier puder
-jajko roztrzepane z odrobiną mleka
Zaczynamy od zrobienia rozczynu, czyli kruszymy drożdże, dosypujemy łyżeczkę cukru i 3-4 łyżeczki letniego mleka, rozcieramy i zostawiamy do wyrośnięcia na 20 minut.
Do miski wsypujemy mąkę, cukier i cukier wanilinowy, dolewamy mleko, rozczyn i dwa jajka. Wyrabiamy ciasto, a na końcu dolewamy roztopione masło. Ciasto powinno być elastyczne, trochę rzadsze niż tradycyjne drożdżowe (z tego przepisu wyszło bez problemu). Oprószamy mąką i zostawiamy do wyrośnięcia, powinno podwoić swoją objętość.
Kiedy ciasto wyrośnie zaczyna się trochę zabawy, bo teraz trzeba skleić nasze jagodzianki. Preferuję dość sprytny sposób tzn. rozwałkowujemy ciasto na placek o grubości 1 cm, wycinamy prostokąty (teoretycznie 5cm x 7cm), nakładamy łyżkę jagód na środek, chociać ja nakładałam rączkami jak najwięcej, oprószamy cukrem pudrem (pół łyżeczki) i sklejamy ze sobą rogi tworząc wzór koperty. Sklejając brzegi może powstać "dziubek", przez który można jeszcze trochę jagód dołożyć. Kładziemy na blasze z mąką zlepieniem do dołu i delikatnie formujemy bardziej owalny kształt. Znów zostawiamy do wyrośnięcia na 60 minut. Tuż przed wsadzeniem do pieca trzeba wziąć pędzelek i pomalować jagodzianki jajkiem z mlekiem. Potem do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni na 20 minut, aż ładnie zbrązowieją. Każdą kolejną blachę powinno trzymać się ciut krócej, ale jak zawsze nie polegamy na zegarkach, tylko na tym co widzimy przez szybkę piekarnika.
Na koniec robimy lukier (odrobina wody, cukier puder i troszkę soku z cytryny) i lukrujemy. A jeśli ktoś lubi kruszonkę to łączymy pół kostki masła, 10 dag cukru, podobną ilość mąki i trzeba posypać nasz wypiek przed włożeniem do pieca.
***
Uwielbiam torebki, szczególnie dość nietypowe. Posiadam wełnianą, wiklinową i wiele innych, ale jedna jest szczególna, bo zrobił ją dla mnie L.
Tak, jest to torebka z dyskietek. Na uczelni zrobiła furorę, a na ulicach ściąga ciekawskie spojrzenia. Wczoraj kolega mi przesłał kolejny "projekt", który mam nadzieję, że uda mi się zrobić z pomocą mojej mamy, L. i zyczliwości innych, którzy poznajdują u siebie stare klawiatury.
***
Dość pracowity dzień za mną, od straszenia gołębi z balkonu zaczynając przez zakupy, częściowe pakowanie, posprzątanie, pieczenie dużej ilości jagodzianek, a zaraz jeszcze muszę skoczyć na szybkie przedwyjazdowe zakupy i piwo wieczorne z przyjacielem (w międzyczasie dopakowując się i odstawiając samochód do domu). A już niedługo...
Do napisania!
P.S. Miałam napisać jak się nosi koturny, są za duże o pół rozmiaru, ale dzisiaj na zakupach spisały się rewelacyjnie :)